Z pleneru Nowa Wieś - Stare miasto
Po kilku latach przerwy Marlena Grewling zaprosiła nas znowu. Nas, czyli wszystkie stare twarze, które brały udział w poprzednich plenerach. Znowu, znaczy dla mnie nareszcie! Nie zabrakło też zupełnie nowych twarzy.
Mimo tego, że plener różnił się od poprzednich edycji choćby tym, że był jednodniowy, to jednak cieszył fakt, że przybyło bardzo wielu miłośników fotografii, a dla większości z nas była to okazja by się po raz kolejny spotkać. Dla mnie była to też okazja, by tak na prawdę po raz pierwszy podejść do tematu zupełnie inaczej niż do tej pory to robiłem na plenerach organizowanych przez Marlene i jej ekipę. Po wielu latach wrócił w moje dłonie, serce i oczy, średni format w kwadracie. Kto mnie zna, ten wie, że nie miałem z tym formatem szczęścia. Kamery, które nabywałem szybko się psuły i nie ważne czy to był sprzęt z wysokiej półki, czy ekonomicznej, to zawsze coś było z nim nie tak. Uśmiechałem się przez łzy mówiąc, że to jakaś klątwa. Przez te perypetie niestety przerwałem kilka projektów. Podczas pleneru „Nowa Wieś, Stare Miasto” fotografowałem japońskim, średnim formatem 6x6, który po przybyciu z Japonii trafił do serwisu, gdyż się zaciął przesuw filmu. Także zanosiło się na ciąg dalszy „klątwy”. Na szczęcie udało się to naprawić i miałem okazje popełnić nim kadry, tak na prawdę dla mnie „nowe”. Postanowiłem fotografować w kolorze, skupiając się na naturze przez, którą przenikał, ukazywał się świat człowieka. Nienachalne, symboliczne istnienie człowieka. Do tej pory w moich dokumentalnych obrazach, człowiek i jego otoczenie był silnym „punktum kadru” w monochromatycznej przestrzeni. Teraz szukałem spokoju i ustawiałem naturę wyżej od człowieka. To my jesteśmy do niej tylko dodatkiem, śladem, który zniknie.
Niebawem będzie wystawa z tego pleneru, na który w imieniu organizator i autorów zapraszam!