Współczesny śmigus-dyngus
28-03-2016
28-03-2016
Od trzech tygodni, intymnie coś robię...
Dzisiaj byłem na koncercie zorganizowanym przez uczniów Liceum Ogólnokształcące im. Henryka Sienkiewicza we Wrześni, w ramach projektu: "Nie patrz w stronę getta". Zawsze mnie wielce cieszy fakt jak młode osoby są tak wrażliwe, utalentowane i robią coś ważnego, pięknego. Brawo! Więcej słów nie trzeba.
Agonia to ostateczny etap, to rozdarcie pomiędzy światem widzialnym i niewidzialnym. To czas przejścia, znikania. Narzuciłem sobie taką formę rejestracji, pojawiając się na terenie Tonsilu przez 6 lat.
Pamiętam jak po pierwszej wizycie rozmyślałem nad tym jak zachować na swoich zdjęciach znikający Tonsil, na czym skupić się by w swoim dokumencie powiedzieć coś więcej niż widać gołym okiem. Zacząłem fotografować, gdy jeszcze byli tam ostatni pracownicy, robili swoje w "niebieskiej hali" i w budynku numer jedn. Pamiętam też pracowników kotłowni i biurowych, którzy kierowali mnie, w które miejsca mogę wchodzić, a w które nie. Powiem szczerze, że wszyscy obecni wtedy ludzie na terenie fabryki przeszkadzali mi w realizacji swojego planu. Nie chciałem fotografować ludzi, chciałem ich obecności, ale tylko pozostawionej przez nich w zakładowych ścianach. Pierwsze zdjęcia nie były łatwe, dużo się działo wokół mnie, ale z czasem stawałem się coraz bardziej "samotny" w swojej podróży po umierającym organizmie. Ludzie znikali, aż w końcu zostały tylko ekipy rozbiórkowe, z którymi musiałem się często ścigać. Przyszedł okres, kiedy rozbiórka zwolniła swoje tempo, zapanowała cisza, w której mogłem realizować założone wcześniej etapy agonii. Trzy etapy: Krajobraz zewnętrzny, krajobraz wewnętrzny i ślady człowieka. Tego trzymałem się przez kolejne lata fotografowania. Powiedziałem sobie również, że będę przychodził tak długo, aż kompletnie nic nie zostanie, to miała być kropka w mojej opowieści. Niestety nie dotrzymałem słowa, ponieważ rozpoczęto budowę centrum handlowego.
14 lutego 2015 roku po raz ostatni udałem się z aparatem by zakończyć projekt, który uważam za ostatnią pamiątkę, za dokumentacje tej smutniejszej części historii fabryki, która dla wielu ludzi była widzialna gołym okiem. Była odchodzącym wspomnieniem o byłej pracy, wspomnieniem o świetnej marce, wspomnieniem o krajobrazie miasta. Mam świadomość, że dla wielu ludzi ciężko było się pogodzić z taką sytuacją, którą każdy z nich odczuwał na swój sposób. Dawni pracownicy również odwiedzali fabrykę, która wyparowywała z miasta. Spotykałem nawet kiedyś jedno z nich, stał przy bramie wejściowej, gdy ja wychodziłem z aparatem. Porozmawialiśmy chwile. Następna grupa ludzi, to wielbiciele marki, a jest ona nie mała i to w całym kraju. Oni również na swój sposób przeżywali rozbiórkę zakładu. Co można było często zaobserwować w Internecie. Oczywiście wiedziałem też, że kilka osób również pojawiało się na Tonsilu i fotografowało go. Był przecież taki okres, że każdy chciał się tam dostać i zrobić swoje zdjęcia, ale nie sądzę, by ktoś szerzej pomyślał nad wykonaniem długoterminowego projektu. Było to raczej zachłystnięcie się możliwością zrobienia zdjęć abstrakcyjnym ruinom. Takie formy eksploracji fotograficznej są dobrze znane, ale nie mają nic wspólnego z dokumentacją o głębszym podłożu. Było to najbardziej widoczne, gdy paliła sie komora bezechowa. Ja wtedy się nie pojawiłem, nie chciałem, to złamało by mój projekt.
Dla mnie, jako rodowitego wrześnianina i fotografa dokumentalisty było to coś znacznie więcej. Powtarzając i tym razem swój oklepany już tekst: "poruszam się w miejscach, które dokumentuję, tak jak policjant na miejscu zbrodni". Powoli spacerowałem po Tonsilu, szukałem kadrów, starannie stąpałem, uważając by moja obecność za dużo po sobie nie zostawiła, a tym bardziej by przypadkiem nie ruszyć czegoś, co mogłoby potem zaistnieć na moim zdjęciu. Nie mogę sobie pozwolić by na mojej fotografii, był obiekt, który nosiłby ślady mojej ingerencji. Nie ma o tym mowy, to przekłamanie! Taka dyscyplina i forma działania jest dla mnie bardzo ważna. Dzięki temu powstaje w czasie wykonywania zdjęć, szczególna aura i wyjątkowe uczucie obcowania z daną chwilą. Tu muszę się odnieść do słów Wojciecha Zawadzkiego o "poetyce dokumentu", która powstaje właśnie w takich chwilach. W chwilach, gdy człowiek przemierza taki obiekt, przed jego oczami pojawią się kadr, widzi go i wie jak chce by wyglądał po zrobieniu zdjęcia. To zdjęcie już powstało w jego głowie, teraz tylko powoli ustawić statyw, aparat. Patrząc przez wizjer aparatu w bezdechu potwierdzamy obraz z tym, co mieliśmy, mamy w głowie. Nietknięty przez autora kadr, czysty, po naciśnięciu spustu aparatu staje się jego własnością, staje się nieśmiertelny. Właśnie takie chwile, ten czas, ta przestrzeń po między fotografowanym obiektem, a umysłem fotografa, tworzy tę całą poetykę, którą pouczyłem dawno temu, i którą czułem za każdym razem, gdy fotografowałem Tonsil.
Miłością moją jest fotografia, jeszcze większą jest dokumentacja miasta Września. Można nawet nazwać to obsesją, która trwa już wiele lat, a moje archiwum fotograficzne w 90% składa się ze zdjęć robionych we Wrześni. Czuję się regionalistą, patriotą tego miasta, które cały czas mnie wzywa by je fotografować i nie wyobrażam sobie bym nie podjął wtedy walki z Tonsilem. Dlatego dla mnie praca nad "Agonią" miała wiele wymiarów uczuciowych, a tego typu wyzwania cały czas kształtują moją wrażliwość fotograficzną. Ta wrażliwość to jest coś, co trudno wytłumaczyć, do niej się dorasta, w niej się człowiek zakochuje i sądzę, że zostaje z nim na zawsze i może, dlatego fotografuję w taki, nie inny sposób. Klasyczny dokument w czerni i bieli, surowy, który odzwierciedla rzeczywistość, w moim przypadku to nie tylko estetyka fotograficzna, to właśnie ta wrażliwość, która jest obecna we mnie. Wtedy człowiek się nie zastanawia, czy barwa, czy czarno biała, czy prostokąt czy kwadrat, czy proste kadry czy przerysowane? Nie ma takich myśli, po prostu robi się to, co czuje, po prostu ten "styl" fotografowania jest tobą. Więc wszelkie pytania, które się czasem pojawiają od ludzi na temat, kadrowania, wyboru formatu, czy zastosowania czerni i bieli uważam za niepotrzebne. Tak w danym okresie swojego fotografowania, fotograf widzi świat.
Więc projekt "Agonia" nie mógł inaczej powstać, nie mógł i nie może spełniać wielu oczekiwań innych. Artysta jest egoistą, musi być, bo musi myśleć, musi planować, musi zaprojektować swój kierunek i wtedy brać się za jego realizacje. Musi to być jego wizja i musi wykonać ją po swojemu. Wtedy tę świadomość można nazwać autorską sztuką. Tak samo autor musi się pogodzić z tym, że przez większość ludzi nie będzie zrozumiany. Czy "Agonia" została, będzie zrozumiana? Nie będzie nigdy odpowiedzi i takiej się nie oczekuje. Wiem jedno, nie ważne, kto co powie, kto co napisze, będę robił dalej swoje, według swoich wizji i zasad, bo być prawdziwym i szczerym dla siebie, to znaczy dawać szczerość i prawdziwość innym w swoich pracach, bez względu na to, kto co lubi, preferuje, oczekuje.
Jak widzę, jak fotografuję, jak czuję, jak powstała "Agonia". Mam nadzieję, że ten tekst troszeczkę pokażę wam to i pozwoli widzieć szerzej, rozumieć więcej.
Ostatecznie puentując, uważam, że każdy dokument fotograficzny dający schronienie przed zapomnieniem jest ważny.
Agonie możecie oglądać w Muzeum Regionalne im. Dzieci Wrzesińskich do 30 grudnia 2015.
Już od dawna preferuję zasadę, że nawet "te nieudane i te popsute" zdjęcia zostawiam do ponownego wglądu. Oczywiście ta zasada ma swoje pokrycie w pewnej wiedzy, która każe daną fotografię jednak zatrzymać. Wczoraj wykonałem taką fotografię, powstała w dość dziwny sposób. Ustawiłem kadr, zacząłem naświetlać przez 20 sekund, po czym w trakcie zdecydowałem, że coś tu nie gra, światło takie nijakie i zrezygnowałem. Ruszyłem statywem z pełną świadomością i złością, aby anulować swoją decyzję o powstaniu tego zdjęcia, a jednak starczyło czasu by coś na nim zaistniało i chyba nawet ktoś? Ktoś, kogo tam nie widziałem, a może na tej fotografii też go nie ma?
Września 23.10.2015