Jak dobrze pamiętam zimą 2010 roku odebrałem od swojego przyjaciela paczkę i szybko udałem się do domu.
Otworzyłem paczkę wyjąłem aparat i zaczęło się „macanie”. Po jakiejś godzinie załadowałem film, który juz miałem zakupiony i czekał na tę chwilę.
Udałem się do okna w kuchni i zrobiłem dwa ujęcia z ręki tak naprawdę po to by sprawdzić czy wszystko działa. Niestety „na sucho” migawka się nie wyzwalała, więc trzeba było te testy wykonać na żywym materiale, jakim był Fomapan.
Taka już konstrukcja tego aparatu czy jak kto woli kamery średnio-formatowej.
Następna klatka poleciała z okna pokoju, a potem po godzinie już byłem na ulicy.
Pamiętam, że spotkałem się wtedy z Michałem i zrobiłem mu portret na rynku. Potem zrobiłem zdjęcie przechodzącym dzieciakom. Jak się później okazało nie zdążyłem z ostrością i poszła na drugi plan.
W sumie to wszystkie te moje pierwsze kadry „z łapy” były mało udane i robione w wielkim podnieceniu na szybko byle jak najszybciej zobaczyć, co z tego będzie.
Dzisiaj, czyli 12.08.2012r przeglądałem niepodpisane płyty, które zalegały mi na parapecie i znalazłem na jednej z nich skany tych zdjęć.
Przy dwóch kadrach zatrzymałem się dzisiaj na dłużej.
Pierwsza fotografia, którą wykonałem wtedy z okna pokoju przedstawia już nieistniejący sklep mleczarski.
Kadr krzywy, zły, nie ciekawy no, bo cóż można chcieć więcej robiąc zdjęcie z okna tylko po to by usłyszeć prawidłowy trzask migawki oraz sprawdzić czy da rade przesunąć film.
Tak wtedy myślałem, a jednak mam teraz mało udany, ale zawsze dokument, dowód, fotografię tego sklepu.
Druga fotografia to próba zdobycia ulicznego kadru.
Niestety po kliku godzinach i wielkich emocjach nie byłem jeszcze w stanie operować na tyle szybko i perfekcyjnie moim nowym nabytkiem, aby ustawić ostrości tam gdzie trzeba.
Dziś patrząc na tą fotografię cieszę się, że tak się stało, bo w „ostrym kadrze” mam dwie kamienice, których już dziś niema.
Czasami tak się dzieje, że po latach dzieło przypadku jest coś warte zwłaszcza dla nas samych!
Będąc 12 maja w Łodzi na FotoFestiwalu, nie mogłem oprzeć się po raz kolejny pokusie piękna tamtejszych ulic. Po raz kolejny byłem w tym jak dla mnie przepięknym mieście i po raz kolejny nie po to by fotografować, ale możliwość bycia, choć przez chwile na Łódzkich ulicach sprawiała, iż nie mogłem się powstrzymać. Wystarczyło nie dużo czasu bym wykradł życiu cenne kadry, co dopiero, gdy bym tam spędził cały dzień lub dwa. Powstał tam mały, uliczny set.
Zdjęcia wykonałem w 2012 roku podczas festiwalu, który się odbył w Jarocinie.
Pojechałam tam uzbrojony w trzy rolki slajdu, Fujichrome Provia, a już po zrobieniu pierwszych klatek zorientowałem się, że mam problem z baterią!
No to wtopa, pomyślałem.
Gdzie ja teraz w popołudniowych godzinach w sobotę kupię baterię 2CR5?!
Po wykonaniu jeszcze jednego zdjęcia migawka mi się zacięła, mówię to koniec, porażka!
Postanowiłem wyciągnąć baterię tak naprawdę nie wiedząc, po co i włożyłem ją z powrotem mając nadzieje, że nabierze magicznych mocy po przez mój dotyk:)
I tak się stało!
Choć diody migały informując mnie, że stan baterii jest zerowy to udało mi się fotografować przez kilka godzin robiąc prawie trzy rolki filmu.
To był rok, 1993 kiedy opuściłem to miejsce. Urodziłem się we Wrześni w 1984 roku, ale tylko urodziłem.
Na początku mojego życia mieszkałem w małej wsi, która leży nie daleko Wrześni. Gutowo Małe było moim domem, aż skończyłem 9 lat. Tam chodziłem do przedszkola, zerówki, szkoły i też tam odbywała się uroczystość mojej pierwszej komunii świętej.
Chodź dziewięć lat to nie dużo, pamiętam bardzo wiele z tamtego okresu życia. Dokładnie pamiętam moje mieszkanie, ogródki, które miałem i swoje ulubione miejsca do zabawy. Z obecnego punktu widzenia, gdy sięgam myślami w tamte czasy wiem, że mojej rodzinie nie żyło się wtedy łatwo. Małe mieszkanko z jednym malutkim pokojem i malutką kuchnią. Był tez malutki korytarz i łazienka. Rodzice zajmowali pokój z bratem, który był najmłodszy, ja i siostra mieliśmy swój „pokój” w kuchni. Ale jako dziecko przeżyłem tam świetne chwile od zarośniętego wtedy pięknego parku za szkołą gdzie godzinami z chłopakami budowaliśmy „bazy”, po złomowisko, które znajdowało się wtedy za parkiem i na którym spędzałem całe dnie we wrakach aut itp.
Pamiętam studzienkę pod moim domem, która wtedy wydawała się ogromna, po nie dawnych odwiedzinach okazało się, że jest mała, normalna. W każdy upalny lany poniedziałek ta studzienka spełniała doskonale swoją role.
Na końcu ulicy znajdował się wtedy największy sklep, do którego wędrowało się po lody, oranżadę czy genialne wafelki jak dobrze pamiętam „kukuru”. Szkoła to nie duży wspaniały budynek, w którym mieściło się również moje przedszkole oraz mieszkali moi koledzy.
Za dzieciaka był to dla mnie ogromny zamek pełen tajemnic i niezliczonych pomieszczeń, który nocą robił na mnie jeszcze większe wrażenie.
Nie daleko szkoły jak i mojego domu znajdowała się świetlica, gdzie odbywały się „dancingi” i imprezy okolicznościowe. Miałem w tym miejscu swoją komunię, a najmilej wspominam z tej „imprezy” to jak siedziałem większość czasu i bawiłem w samochodzie mojego chrzestnego. Jak dobrze pamiętam granatowe Audi 80, a może 100?
Dużą atrakcją wtedy dla dzieciaków było też to, iż przyjeżdżali tam ludzie tirami z zagranicy głównie z Włoch. Była tam wtedy tak zwana przez tubylców „baza” gdzie trzymano różne zwierzęta jak konie, owce, bydło i odbywał się tam handel. Tiry pełne zwierząt, które stały tam po kilka dni. Oczywiście zgraja dzieciaków, która zawsze coś dostawała od przyjezdnych. Od komiksów po naklejki „volvo” po puszki od piwa, których miałem olbrzymią kolekcje z różnych krajów. Nie było tego, co teraz dzieci mają, telefony, laptopy na porządku dziennym, super ciuchy i zabawki, ale nie pamiętam żebym się nudził.
Fantazja rządziła!
Po niedługim czasie, po mojej Komunii wyprowadziliśmy się do Wrześni i mieszkam tutaj aż do dzisiaj. Od kiedy się wyprowadziłem, byłem tam pierwszy raz od kilku lat, tak tylko w odwiedziny z rodzicami. Potem kilka razy sam przez chwilkę .
Po latach przypadkiem jadąc autem z kolegą i koleżanką przejeżdżaliśmy koło Gutowa i postanowiłem, że się zatrzymamy na chwilę. Spojrzałem na znajome mi miejsca, których została tak mało i postanowiłem, że przyjadę tutaj i sfotografuje to, co jeszcze przetrwało z tamtych lat. Po 19-tu latach od wyprowadzki stanąłem z aparatem w tym miejscu, jako dorosły człowiek, który wyruszył za duchem swojej przeszłości.